Efekt wyznania miłosnego
Z początku chciałem napisać kilka słów na temat wyższości amerykańskiej dyni, takiej z oczkami i świeczkami w środku nad chrześcijańską zadumą, kiedy pochylamy się nad grobami najbliższych. W końcu mamy do czynienia z coroczną próbą narzucenia nam przez mniejszość swoich poglądów, że demony, upiory i inne tego typu stwory są dla naszych dzieci w porządku.
A ponieważ ważniejsze od żebrania przez małoletnich przebierańców cukierków są wybory samorządowe, to zacząłem zastanawiać się, jak wyglądają rozmowy liderów naszych gminnych sztabów wyborczych. I myślę, że można się w tej materii odwołać do klasyków rodzimego kina, na przykład Juliusza Machulskiego. W jego filmie pod wdzięcznym tytule „Kingsajz” jest postać Kilkujadka, który mógłby być pierwowzorem takiego gminnego przywódcy, który swoich sztabowców i opozycję obdzieliłby piękną myślą Kilkujadka:”Sęk w tym, że my potrzebujemy wszystkich. I tych co chcą, i tych co się wahają./…/ Ja wiem, polococktowcy ( mój przypis. czyli opozycja gminna) nas nie kochają. Ale my ich tak długo będziemy kochać, aż oni nas wreszcie pokochają.”. Efekty tego wyznania miłosnego poznamy już 16 listopada.
Tadzio Różycki